Rozpacz ostateczna

Motywem przewodnim poprzednich dwóch gier z serii było wzajemne mordowanie się zamkniętych w szkole albo na tropikalnej wyspie nastolatków. Kolejna odsłona (będąca spin-offem) jest jeszcze
"Danganronpa Another Episode: Ultra Despair Girls" - recenzja
Motywem przewodnim poprzednich dwóch gier z serii było wzajemne mordowanie się zamkniętych w szkole albo na tropikalnej wyspie nastolatków. Kolejna odsłona (będąca spin-offem) jest jeszcze mocniejszym ciosem w podbrzusze, jej bohaterami są bowiem dzieci. Żeby nie było wątpliwości: ich zadaniem w grze jest brutalne i finezyjne zabijanie dorosłych. 



"Danganronpa Another Episode: Ultra Despair Girls" porzuca znaną z poprzednich gier mechanikę (visual novel + zagadki + procesy sądowe) i, najprościej rzecz ujmując, jest trzecioosobowym shooterem, przypominającym "Resident Evil 4". Z tą różnicą, że nasza bohaterka może równocześnie chodzić i strzelać. Co jednak kluczowe, warstwa fabularna jest tak samo rozbudowana jak w "Trigger Happy Havoc" czy "Goodbye Despair". W "Ultra Despair Girls" pewnie da się grać bez znajomości poprzednich odsłon i nawet czerpać z tego jakąś przyjemność, ale nie ma to większego sensu, co gra daje do zrozumienia już od pierwszych minut zabawy. 



W "Another Episode" wcielamy się w Komaru Naegi, młodszą siostrę głównego bohatera "Trigger Happy Havoc". Komaru została uwięziona przez ludzi stojących za masakrą z pierwszej gry i miała być wykorzystana do zmotywowania swojego brata do mordowania. W tej części spotykamy ją w momencie, gdy więzienie, w którym jest przetrzymywana, zostaje zaatakowane przez Monokumy, a na ratunek przybywa jej "Future Fundation" (grupa ocalałych z pierwszej gry, walczących z rozpaczą na świecie). Parę chwil później Komaru trafia w samo centrum istnego horroru – Monokumy do spółki z małymi dziećmi brutalnie zabijają wszystkich zamieszkujących Towa City dorosłych. Wtedy też dochodzi do pierwszego spotkania Komaru z odpowiedzialną za to wszystko organizacją, ironicznie nazwaną "Warriors of Hope".



"Warriors of Hope" tworzy pięcioro dzieciaków, które miały dość świata rządzonego przez dorosłych i postanowiły ich wyeliminować. Powody ku temu miały przeróżne - przemoc w domu, zbyt dużo prac domowych czy molestowanie seksualne. Coś w nich pękło, zawiązały sojusz pod wodzą niepełnosprawnej Monaco i wspólnie rozpoczęły zemstę. Co w tym wszystkim robi niepełnoletnia jeszcze Komaru? No cóż, "Warriors of Hope" to może i psychopaci, ale w pierwszej kolejności to wciąż małe dzieciaki, które po prostu lubią się bawić. Jedną z ich ulubionych zabaw jest polowanie na starszych od siebie.

Tak naprawdę zabawa zaczyna się w momencie, kiedy Komaru trafia z powrotem do Towa City i stara się nie tylko przeżyć, ale i uciec z opanowanego przez Monokumy i dzieciaki miasta. Na gracza czeka dużo eksploracji, zagadek logicznych, szukania znajdziek i walki z atakującymi z każdej strony miśkami. Nasza bohaterka wyposażona jest w "Hacking Gun", który strzela znanymi z poprzednich gier "Truth Bullets". Zaczynamy ze zwykłymi nabojami, a z czasem gra odblokowuje więcej typów – takie, które rażą prądem, przejmują kontrolę i odrzucają. Skąd w ogóle ten pomysł? Otóż atakujące nas Monokumy to zdalnie sterowane roboty, które najłatwiej jest pokonać właśnie hakowaniem. Dodatkowo – twórcom odpada problem graczy próbujących strzelać do napotkanych na drodze dzieci. A wierzcie mi, kiedy natrafia się na zbiorową mogiłę kilkudziesięciu ciał i świetnie bawiące się nad nimi małolaty, to odruchowo chce się je odstrzelić.



Dodatkowym urozmaiceniem rozgrywki jest towarzysząca nam przez cały czas stara znajoma z pierwszej części gry – cierpiąca na zaburzenie dysocjacyjne tożsamości Toko Fukawa; znana też jako swoje drugie wcielenie, Genocide Jack, seryjna zabójczyni mordująca atrakcyjnych chłopców nożyczkami. W "Ultra Despair Girls", z niewiadomych powodów, decyduje się nam pomagać i w każdej chwili możemy się na nią przełączać, wciskając trójkąt. Wtedy gra z "Resident Evil" zamienia się w rasowego slashera. W przeciwieństwie do Komaru Toko nie posiada paska życia, a kiedy skończy się jej pasek poziomu baterii, automatycznie wracamy do "Resident Evil". Czy wspominałem, że aby zamienić się w Genocide Jack, Toko strzela sobie w głowę paralizatorem? No właśnie.

Sama rozgrywka daje masę frajdy, zwłaszcza że zachowano równowagę między strzelaniem, eksploracją i przerywnikami fabularnymi. Gra wszystko dokładnie tłumaczy, a dodatkowo na swojej drodze spotykamy nowe osoby, od których dowiadujemy się ciekawych rzeczy na temat całej sytuacji. Warto też poświęcić trochę czasu znajdźkom, bo dzięki nim również można dowiedzieć się sporo o tym, co aktualnie się dzieje, a w dodatku poznać ciekawe szczegóły na temat pierwszej wydarzeń z pierwszej gry. "Ultra Despair Girls" może i jest spin-offem, ale takim, który każdy szanujący się fan serii powinien mieć w swojej kolekcji.



Ciekawie prezentuje się również oprawa wizualna gry, która choć nie ma startu do takiego "Uncharted", to i tak na 5-calowym ekranie prezentuje się świetnie. Twórcy sięgnęli po zwolnione ostatnio zasoby PlayStation Vity (mówi się, że podobno 30% mocy konsoli), dzięki czemu mamy w grze tekstury w wysokiej rozdzielczości, pełne wygładzanie obiektów i naprawdę fajne modele postaci. Niestety, w parze z zaletami idzie pewne ograniczenie – podczas gry nie możemy wyjść do menu głównego i np: sprawdzić swoich trofeów czy poszukać porady w Internecie. Podczas gry przygrywają nam fajne motywy muzyczne, które choć zapętlone, w żaden sposób nie męczą. NIS America, wydawca gry na Zachodzie, zainwestował nie tylko w lokalizację tekstową, ale i pełen angielski dubbing. Wypada on naprawdę dobrze, choć na pewno są wśród Was tacy, którzy wolą zagrać w oryginalnej wersji językowej.

Jedyne zarzuty, jakie mam do tej gry, związane są z kwestiami technicznymi. Zdarzają się przenikające obiekty, blokujące się w powietrzu Monokumy i zacinający się dźwięk broni, który cichnie dopiero po ponownym włączeniu gry. Czasy ładowania również mogłyby być krótsze, ale nie ma z tym takiego dramatu jak np. w wydanym na premierę "Wipeoucie".



"Ultra Despair Girls" to bardzo dobra gra i choć jest tylko spin-offem, to tak naprawdę każdy fan serii musi ją poznać. Twórcy bez żadnych zahamowań zabierają głos w tak kontrowersyjnych tematach jak przemoc wobec dzieci czy pedofilia i prezentują je z perspektywy samych ofiar. Szkoda tylko, że gra trwa zaledwie 13 do 15 godzin, choć z drugiej strony – nie wiem, czy większa dawka nowej "Danganronpy" nie skończyłaby się depresją u grających w nią osób.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones